W ostatnim czasie wiele miejsca, zarówno w tej wielkiej, jak i małej - lokalnej polityce zajmuje problem
bezrobocia - wszak zbliżają się wybory. Słyszymy wiele obietnic, co chwilę Urząd Miasta i Starostwo
prześcigają się w tworzeniu nowych form aktywizacji bezrobotnych (o raczej marnych wynikach, wszak w
naszym regionie bezrobocie znacznie przekracza średnią krajową). Można się doszukiwać różnych przyczyn
klęski obecnej polityki pracy - często wskazuje się na niekorzystne wskaźniki makroekonomiczne, zły
kodeks pracy, za wysokie podatki itp. Wygląda na to, że wszyscy się starają, tylko nikomu nie
wychodzi... widać siła wyższa. Tym bardziej zaskakuje list Konrada Czaczyka, znanego zapewne Państwu z
anteny naszej telewizji, który został opublikowany w dzisiejszej Rzeczpospolitej:
"W ubiegłym roku ukończyłem studia politologiczne na Uniwersytecie Poznańskim. Specjalizowałem się w
samorządzie terytorialnym. Ten profil kształcenia wybrałem z myślą o powrocie do Szczecinka, mojej małej
ojczyzny. Tu spędziłem dzieciństwo, lata szkolne i licealne. Byłem przekonany, że Szczecinek jest
środowiskiem otwartym na młodych, ambitnych i wykształconych absolwentów. To w końcu całkiem spore
miasto - 43. tys. mieszkańców, siedziba powiatu i kilku liczących się na międzynarodowym rynku
przedsiębiorstw. Stało się inaczej, od pół roku jestem bezrobotny.
Zastanawiam się, dlaczego żadna samorządowa instytucja nie może mnie przyjąć na staż. Ta ważna forma
aktywizacji zawodowej absolwentów nie jest przecież zatrudnieniem, a stypendium wypłacane jest przecież
przez urząd pracy. Nawet jeśli absolwent po odbyciu stażu nie otrzyma propozycji pracy na etacie, to
może szukać szansy w innym miejscu, mając ważny atut w postaci zdobytego doświadczenia. Propozycji stażu
nie dostanę, bo w Szczecinku nikt się nie interesuje kimś, kto nie ma rekomendacji lokalnych
elit.
Co ma jednak zrobić absolwent, który - dbając o jakość kształcenia - uczył się na studiach dziennych z
dala od macierzystego środowiska i tam zdobywał referencje? Siłą rzeczy stracił na pięć lat kontakt z
lokalnym społeczeństwem. Mimo to bez trudu uzyskałem "poręczenie" nauczycieli oraz proboszcza jednej ze
szczecineckich parafii. Panu burmistrzowi to nie wystarczy.
Progi może stawiać wysokie, wszak jest równocześnie posłem. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej w największej
ze szczecineckich firm (vide: "Lista 500") prezes zarządu bez ogródek zapytał mnie, kim są moi rodzice i
gdzie pracują. Moja mała ojczyzna okazała się wielką prowincją, a mój powrót do niej - powrotem na
tarczy."
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze